wczesnym latem - Juwenalia

Tak, tak, latem - wiosny, jak mówią (podobno) specjaliści od klimatu, nie powinniśmy się spodziewać.

Przygrzało, ciepło się zrobiło, w salach zajęciowych to nawet i duszno, otworzyć okna - pachnie słońcem, kurzem, ptaszyska hałasują. W powietrzu czuć nadciągający koniec semestru.

Juwenalia jakoś soon, a przed nami długi, długi, długi weekend (tym razem impreza może być i ze środy 24 kwietnia na poniedziałek 6 maja).

Na początek, archiwa Cyfrowej Biblioteki Narodowej - a konkretniej, jak widać, Kodeks Tyniecki i fragment zapisany pod datą 7 maja 1230 roku (zaszaleję, będzie długo):

Gregorius episcopus servus servorum dei dilectis tiliis . abbati de 
Bresk et., de Zverincia ') Praemonstratensis ordinis et., sanctae trinitatis ordinis fratrum praedicatoruin prioribus Cracoviensis dioecesis salutem et apostolicam benedictioncm. Abbas et conventus Tinciensis sua nobis insinuatione monstrarunt, quod scholares, qui Cracoviae 
commorantur, imitantes quandam pravam et detestabilem consuetudinem, quae in illis partibus inolevit, in ipsorum monasteriis festo nativitatis dominicae et per dies aliquos, qni sequuntur, comissationibus et ebrietatibus, cantilenis, ludibriis et abominationibus aliis insistentes, 
usque ad effasionem sanguinis rixantur ad invicem, bona ipsorum cliripiunt ac alias ludificationes committunt horribiles et obscoenas, unde monasteria ipsa laedunt enormiter, fratrum quieteni perturbant et corda ipsorum plurimum scandalizant. Quia igitur ex iniuncto nobis officio domus dei zelus nos comedit et. ne opprobria exprobrantium sibi super nos cadere dignoscantur, discretioni vestrae per apostolica scripta mandamus, quatenus scholares eosdem a talibus, monitione praemissa, 
per censuram ecclesiasticam sublato apellationis obstaculo compescatis. Quodsinonomneshisexsequendis potueritis interesse, duo vestrum ea nihilominus exsequantur. Batum Laterani nonis 2) Maii, pontiticatus nostri anno quarto. 

No dobrze, Google Translate robi z tego cicer cum caule, ale skądinąd wiadomo, że chodzi o bezeceństwa, biesiady i rozpasanie przebywających na naukach w Krakowie żaków.

I tak wszyscy opowiadają, że ta dzisiejsza młodzież... a kiedyś panie, to bywało inaczej!

Chyba jednak pewne aspekty studenckiego życia bywają niezmienne. 

Kilka dni temu zapędziłam się w rejony You Tube, przed którymi powinni zamontować wielki napis: UWAGA! GIMBAZA! (tu rozumiana zresztą jako stan umysłu bardziej niźli kategoria metrykalno-społeczna). Trafiłam na pewne wideo. 

Wideo jest ilustracją do utworu muzycznego, przeznaczonego jako akompaniament do tego, na co się żalił opat tyniecki w wyżej zalinkowanym fragmencie. Co prawda hmm, jeśli ukazane na filmie czynności mają definiować melanż absolutny, to - powiedzmy tak, spokojna i ułożona ta dzisiejsza młodzież. Utwór muzyczny wykorzystuje obficie inny utwór muzyczny, także do repertuaru filharmonicznego nieprzynależny (o czym niżej), aczkolwiek niepozbawiony pewnych walorów i wdzięku. (Ach, Queentex, latex i ogólnie jakby tak trochę Tank Girl na bardziej słodko pachnące klimaty...)

Czyli co? Czyli, jak mówi Henry Jenkins (jeśli chcecie wiedzieć, jak wygląda my personal Master Yoda, to już wiecie) - podejrzewam appropriation czyli zawłaszczenie. Nieważne, że nominalnie nie moje, ważne, że mogę coś z tym mojego zrobić. Skoro mogę - bo mam do tego odpowiednie narzędzia techniczne - to robię.   (Tak sobie stwierdzam, bez ironii.)

No dobra, ale dosyć próżnego gadania, pora na wulgaryzmy (ostrzegam all the faint of heart - będą bardzo brzydkie i prostackie słowa), intertekstualność (ok, pewne odniesienia, i nie chodzi mi o Harlem Shake ani o "Ona tu jest" są dość ekhem, ekhem...) oraz tańce.

Nawiasem mówiąc, mam zamiar wykorzystać ten utwór na zajęciach jako przyczynek do dyskusji oraz eseju dyskursywnego - czy ukazany w nim obraz jest prawdziwy, fałszywy, częściowo prawdziwy ale przerysowany, częściowo prawdziwy a częściowo fałszywy...?


Pani, której utwór podległ zawłaszczeniu, śpiewała natomiast tak (tu - znowu zawłaszczenie, bo fanowskie wideo z tekstem):


Pani śpiewająca była natomiast inspiracją dla innej pani, której łagodny, ciepły głos i niesamowity talent do konsumowania kosmetyków (aliteracja!) już tu wspominałam:


I tak wszystko się ładnie zazębia i łączy i nic w tej naszej wirtualnej przyrodzie nie ginie.

Na koniec jeszcze coś o nadużywaniu alkoholu.

Dwie kampanie społeczne, jedna z Wielkiego Jabłka, druga... Meanwhile in Canada.

No dobra, trochę pooszukuję. Pierwszy zalinkowany tekst o kampanii w Nowym Jorku nie pochodzi od pomysłodawców, czyli z marszu dostajemy przekaz negatywny (słusznie, moim zdaniem, bardzo słusznie).


o tej kampanii można przeczytać tu

a następnie, dla porównania...


można przeczytać, jak fajnie wyszło to Kanadyjczykom


Zgadzam się całkowicie z Billym Whartonem - Kanadyjczycy potrafili sprawnie spakować dwa w jednym - ostrzeżenie przed niefrasobliwością oraz jasny przekaz: to nie ofiara winna jest napaści!

I oby do wszystkich to dotarło.