The Method of Loci

Długi weekend za nami.

Zgodnie z nową (nie tak już) świecką tradycją spędziłam ten czas na łonie ujarzmionej, przystrzyżonej i względnie wypielonej i wypielęgnowanej natury (próbowałam nawet ustawić grill, tak, sama w to nie wierzę, ale fakt miał miejsce, z tym, że to osobna historia, więc nie zaciemniajmy). Ponoć - jak twierdzi psychologia ewolucyjna - w człowieku siedzi wielka potrzeba kontaktu z równo przyciętym zielonym trawnikiem (dobrze, aby ozdabiało go jakieś drzewo mniej więcej pokroju baobabu). Tak nam z czasów sawanny zostało. Lubimy. Zgadzam się. Uwielbiam pracę w ogrodzie - mogłabym się godzinami przyglądać, jak ktoś wyrywa chwasty, przekopuje i przycina.

Co do sawanny i trawników, polecam (mogłam w sumie polecić przed długim weekendem) lekką i przyjemną popularnonaukową pozycję autorstwa Tomasza Szlendaka i Tomasza Kozłowskiego Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej (Wydawnictwo WAiP, 2008).


Czyta się to miło i wartko, momentami można się nie zgadzać, ale momentami człowieka dopada olśnienie i nooo nieeee!!! właśnie tak to jest! aaa czyli stąd się to bierze!

Super pozycja. Must have. 

Zgodnie z tytułem, mnóstwo o popkulturze, tak więc np. o szczuciu cycem i skąd się wzięło to szczucie, takoż i o tym, czemu kobiety kochają psychopatów i seryjnych morderców, jest też pokazowa idealna fabuła dla facetów i pokazowa idealna fabuła dla kobiet, bardzo to wszystko pouczające, a przy tym zgrabnie podane.

No ale. 

Jakoś tak niedawno w godzinach pracy miałam do czynienia z Edgarem Allanem Poe, a mówiąc ściślej - stanęło przede mną wyzwanie przekazania w kilku-kilkunastu słowach, dlaczego właściwie rzeczony Wielkim Poetą Był. 

Och, bo był. 

No jakby tak wziąć pod uwagę choćby "The Raven": świat ograniczony do zamkniętego, zagraconego pokoju. 

Pokoju, który odcinają od - cokolwiek jest poza nim - mięsiste kotary, pokoju oświetlonego sztucznym światłem. 

Nie ma tu nowych danych, nowych informacji. Nic nie dociera z zewnątrz. To, co już przechowywane jest w pamięci, zostaje zinterpretowane jako świeże dane. Schizofrenia. Lustra odbite w lustrach. W nieskończoność.

Mnie się przy tym wierszu uruchamia zawsze takie coś. Wiem, że nie do końca o tym, chociaż... jakby się uprzeć... no bo... w "Kruku" jedną z możliwych interpretacji jest ta o niewoli wspomnień, osłabiającej wolę nostalgii, uwiązaniu do przeszłości, byciu cieniem tego, do czego się nie wróci, zaniku woli, całkowitym poddaniu się:


Inna rzecz, która mi się uruchamia, to mnemotechniczna sztuczka z Pałacem Myśli. 

Konwersujący z krukiem (wypchanym? kamiennym? nieistniejącym? realnym w opisanym świecie demonem?) bohater "Kruka" ma w swoim pokoju nadmiar klamotów, składowisko pięknych, ale martwych przedmiotów. Wspomnienia, których nie da się pozbyć - metaforycznie. Bardziej już wprost mamy ten Pałac Myśli w innym sztandarowym kawałku Poego - w "Zagładzie Domu Usherów": symetrycznie ułożone na fasadzie okna-oczy, wejście niczym usta, ale ta rysa... jaki pałac (ten z pieśni Ushera), jakie domostwo - taki, oczywista, Usher. 

Jeśli nie wiecie, co to jest Pałac Myśli, chętnie wytłumaczą to wam uroczy bohaterowie popkultury. Taki np. Patrick Jane, vel Mentalista, o ile nie będzie całkiem pochłonięty ściganiem Red Johna, wyjaśni



...albo jeszcze lepiej, wyłoży nam tę koncepcję Sherlock Holmes, ten ze smartphonem (rzecz jasna, ten amerykański na niebiesko i szaro i steampunkowy, bo steampunk w modzie, się nie liczy, a ten niedomyty brytyjczyk na Manhattanie to już... zamilczmy).


(nawiasem mówiąc, popatrz na żółtą buźkę - pomyśl o Red Johnie - i "znajdź różnicę"; 
buźka jest oczywiście nawiązaniem do "The Adventure of the Yellow Face", ale!)



Ponoć Hannibal Lecter też stosował patent z wyobrażaniem sobie pałacu, korytarza i szeregu pokojów, a w każdym jakiegoś charakterystycznego obiektu, do którego można przypisać dane wspomnienie czy cokolwiek tam chcemy zapamiętać.

Mojemu krukowi się to wszystko (bo że wszystko na raz i jakby wszystko jedno z drugim) bardzo podoba.