czerwiec u bram



Jak w tytule - czerwiec u bram.

Co tłumaczy zdecydowanie mniej czasu na bloga.

Ale tak z okazji nadciągającego czerwca... naszło mnie na wspomnienia. Do wspomnień potrzeba muzyki, ja proponuję coś takiego:


Kawałek skoczny, nawet bardzo, a pochodzi z tych osnutych różową mgiełką czasów, gdy człowiek w pocie czoła (dosłownie - bo na kocyku rozłożonym na plaży w Jelitkowie...) zakuwał a to gramatykę historyczną, a to jakąś literaturę, a to już po prostu słówka. Tekst tego kawałka i w ogóle cały jego wymiar kojarzą się mi z dziełem, które uznaję za absolutnie totalnie kultowe i które swego czasu znałam w całości na pamięć, tak do odpytywania na wyrywki:


(okładka z Wikipedii - taką właśnie edycję czytałam)

Słuchając tego utworu, zawsze widzę przed oczyma duszy Syjon orbitujący gdzieś przy Babilonie...

"Syjon został założony przez pięciu robotników, którzy odmówili powrotu, 
odwrócili się plecami do studni i zaczęli budowę. 
Zanim w centralnym torusie kolonii powstało rotacyjne ciążenie, 
wszyscy cierpieli na zanik wapnia i zmniejszenie mięśnia sercowego. 
Oglądana z bąbla taksówki, naprędce składana powłoka Syjonu 
przypominała Case'owi odrapane domki Istambułu - odbarwione płyty,
 z wypalonymi laserami rastafariańskimi symbolami i inicjałami spawaczy." 
(Wiliam Gibson Neuromancer, 1999, wyd. Kameleon, tł. Piotr Cholewa; str. 82-83)

Ażeby zaś przypomnieć nie tylko czasy, ale i miejsca, proponuję coś dobrze ukazującego wymagane do nostalgicznych wzruszeń okoliczności przyrody - zacni kawalerowie, ujęci na tym nagraniu, poruszają się bowiem w przestrzeni otaczającej akademiki Uniwersytetu Gdańskiego usytuowane przy Polanakch, a tamże, w swoim czasie, dane było mi mieszkać.


Oczywiście, don't try this at home.

Ale skoro mowa o czerwcu, o akademikach na Polankach, o Neuromancerze, o wylegiwaniu się na plaży nad Zatoką Gdańską, to musi być o jeszcze jednym bardzo ważnym miejscu.



View Larger Map

Dzięki Google Maps nie muszę nawet pożyczać sobie zdjęcia ze strony Gdańskiego Klubu Fantastyki; trochę zieleń zasłania, ale i tak widać - no, coś tam widać - taki niepozorny, standaryzowany blokowiskowy dom kultury. Opolska 2 - adres Maciusia. W Maciusiu biblioteka. Sekcja polska oferująca chyba wszystko, co tylko się jako science fiction i fantasy ukazywało na rynku. Wszystko. W zasięgu ręki. Tylko wypożyczać i czytać, zasadniczo za darmo (czymże jest symboliczna opłata klubowa w obliczu ogromu fantastycznych bestsellerów?). W sekcji anglojęzycznej m. in. Gibson, w tym Neuromancer (a może pożyczałam go od Marka Michowskiego?).

W Maciusiu były nie tylko książki - GKF i moja w nim działalność to przede wszystkim kontakty z (jak to się pisze, zwykle bez refleksji, ale w tym przypadku nie znajduję lepszego zwrotu i szczerze tak uważam) wieloma wspaniałymi ludźmi, w tym przede wszystkim z niezapomnianym Krzysztofem Papierkowskim...

Smutno.

Czasy się zmieniają. Tyle, że niekiedy dociera to do nas bardziej.

A skoro mowa o znakach czasu w gdańskich klimatach, to na koniec taki:


Za moich czasów przy Wita Stwosza stały tylko budynki Humany i Mat-Fizu i jakieś tam szopy, otoczone łanami dzikiego szczypioru. Potem dochodziły kolejne gmachy, areał trawy i rumianku malał. Kampus UG robi dziś wrażenie - wszystko nowoczesne, przemyślane, w chłodnej, szklano-niebieskiej tonacji, budynek przy budynku, jakieś oczko wodne, ławeczki, trawa przystrzyżona. No i wszystko ogrodzone wysokim płotem. Cała ogromna powierzchnia kampusu. Widoczne wyżej wejście do przejścia podziemnego pełni obecnie funkcję bramy, jak głosi tabliczka zamykanej na noc.

Wcale nie sugeruję, że to źle. Nie wiem także, czy to dobrze. Stwierdzam.