Dzisiaj popełniłam jednak ciasto, które samo się uśmiechnęło o umieszczenie tutaj:
Ciasto upieczone według przepisu mojej mamy, w oryginale nosi niepoprawną politycznie, popularną w PRL-u nazwę, którą według mnie możemy swobodnie zmienić na Red John's Cake.
Fotka ciasta (wykonanego przeze mnie) jest moja, a przepis - wzięty z zapisków, jakie pozostały mi po mamie. Nie mam pojęcia, skąd mama brała przepis, czy była to książka kucharska, czy raczej słowny przekaz mojej babci czy którejś z ciotek. Ciasto zawsze się udawało.
Przy okazji - jak się mają przepisy kucharskie na blogach do prawa autorskiego, poczytajcie np. tu albo tu. A tu warty przeczytania tekst EwyTiny Szafranowicz o pewnej wielkiej, związanej z tym tematem aferze.
Ale oto i ciasto:
- proporcje na tzw. dużą blaszkę, jak widać na zdjęciu, użyłam okrągłej średniej tortownicy;
- podane produkty kolejno wrzucamy do miski, miksujemy na gładko, stopniowo dodając kolejne składniki:
1) cztery całe jajka
2) 1 szklanka cukru (wiem, że pieczenie to chemia, ale czy ta szklanka taka czy siaka - nie zauważyłam różnicy, nie odmierzałam nigdy składników tego ciasta na wagę; doskonałą miarką są takie typowe kubki z arcorocu)
3) 2 szklanki mąki pszennej
4) 1 szklanka mąki ziemniaczanej
5) 1/2 do 3/4 szklanki oleju (tu - ryżowego)
6) 1 szklanka mleka
7) 2 czubate łyżki kakao
8) duży proszek do pieczenia (powinno być na nim napisane, że na 1 kg mąki)
- gdzieś po drodze cukier wanilinowy albo waniliowy oraz kilka kropel aromatu migdałowego
- pieczemy to w piekarniku przez ok. 50-55 minut w temperaturze ok. 170-180 stopni (piekarnik nagrzany przed pieczeniem, mój z termoobiegiem)
Łatwo to zrobić, tyle, że musimy dysponować mikserem (z lenistwa częściej robię ciasta na bazie przepisu na muffiny, kręcone jedynie łyżką).
I otrzymujemy produkt spożywczy, któremu czasem (choć nie da się tego zaplanować) wychodzi całkiem znajomy uśmiech, tu bardzo adekwatnie w wersji mrocznej:
Linka czy fotki do uśmieszku Czerwonego Jasia nie wklejam, w końcu chodzi o to, żebyście upiekli coś na deser i zjedli to z apetytem, a nie każdy przecież ma poziom odporności "oglądam Bones do obiadu" i zbyt nachalne skojarzenia z Jasiem i jego działalnością mogłyby was zniechęcić...