Polcon 2014, Copernicon 2014 - konwenty końca słonecznego lata

Blog był aktualizowany na wiosnę, a mamy koniec pięknego, ciepłego, bajkowo wręcz słonecznego lata. Nadal mam więcej zadań do wykonania, niż czasu na swobodne pisanie notek na bloga, ale mimo to postaram się szybko i w miarę sprawnie popełnić kilka słów o dwóch imprezach, w których w to babie lato wzięłam (razem z Michałem Mochockim) udział.

Po pierwsze, Polcon 2014, który w tym roku odbył się - wiem, to powtórzenie, ale muszę - w pięknym mieście Bielsko-Biała, gdzie zapewne w ogóle bym nie trafiła, gdyby nie udział w konwencie za sprawą zaproszenia ze strony Jerzego Grega Nowaka. ...stop, zgodnie z nową świecką tradycją lat ostatnich to zasadniczo nie był konwent, tylko "festiwal". Ktoś kiedyś tłumaczył mi, dlaczego obecnie konwenty to "festiwale" i w sumie jest w tym dużo racji - otóż, o ile zapamiętałam, słowo "konwent" mieści się w geekowsko-nerdziolskim slangu, mogłoby nie zostać zrozumiane, jak również odstraszyłoby potencjalną poza-fandomową klientelę (takoż i sponsorów oraz mecenasów spoza fandomu). Poza tym określenie "festiwal" obejmuje swoim znaczeniem pole znacznie bardziej rozległe niż staromodny "konwent". Pomyślicie w tym momencie, Drodzy Czytelnicy, że sobie dworuję - śpieszę wyjaśnić, że absolutnie nie. To nie ironia, bo rozumiem misję rozszerzania kręgu odbiorców rzeczy fantastycznych. To raczej, hmm, nostalgia. Taka nostalgia za czasami, gdy wszyscy do wszystkich na konwencie mówili per "ty", jeśli wiecie, o co mi chodzi*. 

Warunkiem doskonałego konwe... festiwalu fantastyki jest, moim zdaniem, dobra miejscówka. Kon... festiwal fantastyki to ludzie, a ludzie muszą mieć gdzie funkcjonować. Funkcjonalność i estetyka, ot co. Zarówno Polcon 2014, jak i Copernicony odbywają się w idealnie wybranych punktach. Polcon osadzony był w ścisłym, historycznym centrum miasta, dosłownie trzy minuty od rynku. Z gmachów Wyższej Szkoły Administracji można było więc przejść do skupiska knajp, restauracyjek, kawiarni i jadłodajni wszelkich wyobrażalnych odmian (dominowała kuchnia włoska, ale było tam wszystko, od rzemieślniczego piwa w Browarze Miejskim, przez fancy schmancy sałatki z figami w restauracji bodajże Rukola, po kluski na parze podawane w zalewie z roztopionego masła w takim swojskim barze mlecznym). 

zdjęcie bielskiego rynku

Rynek, czego niestety nie widać na tej zrobionej telefonem fotce, jest solidnie zrewitalizowany i wygląda jak z folderu turystycznego. Jakbyś wizualizację projektu "Jak przyciągnąć ludzi do historycznego centrum" oglądał. Nie uświadczysz tu banków czy sklepów z ciuchami z odzysku, ale - jak wspomniałam - możesz zajrzeć do najrozmaitszych przybytków kulinarno-rozrywkowych (Cocomo nie zauważyłam). Cała starówka przypomina trochę lubelską, ale w miniaturce. Ma klimat.

Dzięki takiej lokalizacji Polcon miał: wygodne, wyposażone w projektory i tablice multimedialne sale do prelekcji i spotkań oraz świetne zaplecze gastronomiczne z całymi wiadrami atmosfery. Przy pięknej pogodzie uczestnicy rozlewali się łagodną falą po starówce, zapełniając ogródki kawiarniane i sale restauracyjne, we dnie i w nocy. Czuć było tę integrację, ten stan bycia z sobą, wśród ludzi, którzy się lubią, bo po prostu się rozumieją i nadają na tych samych częstotliwościach. 


na Polconie byłam tak zajęta, że zapomniałam o robieniu fotek 
to jest miejsce, w którym Polcon się odbywał
(zdjęcie nie dość, że niedoświetlone, to jeszcze zrobione w poniedziałek po festiwalu) 

Gośćmi Polconu byli zarówno pisarze czy działacze fandomowi, jak i ludzie ze środowisk cospleyowych, larpowych, komiksowych i growych; program był rozbudowany i solidny; obsługa sprawna. Po latach jeżdżenia na konwenty i festiwale nie mogę udawać, że coś mnie naprawdę zaskoczyło, wszystko było (z perspektywy gościa) po prostu rzetelnie odrobione, bez zgrzytów czy wpadek - ale o to właśnie chodzi. Tradycyjnie też Polcon miał więcej tego starofandomowego sznytu, z głosowaniem na Nagrodę im. Janusza Zajdla i galą Zajdlowską, no i był - w porównaniu z Pyrkonem, który jest teraz ostatecznym punktem odniesienia i takim wzorcem z Sèvres, wydarzeniem relatywnie kameralnym. 

taka fajna cegła jako kostka brukowa - ulica, przy której odbywał się Polcon

Ja na Polconie 2014 poprowadziłam dwie prelekcje, pierwszą w piątek rano, o literaturze science fiction, która oprócz tego, że jest, stara się jeszcze coś zrobić ("Science fiction jako literatura zaangażowana") - tym razem wyjątkowo nie mówiłam nic o C. Doctorowie, mówiłam za to m. in. o Joan Slonczewski, Jamesie Tiptree Jr. i Pat Murphy. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona licznie przybyłą publiką - 10-ta rano po pierwszym dniu konwentu, a tu taka niespodzianka - pełna ogromna sala. Aż mnie trema ogarnęła.

Moja druga prelekcja dotyczyła genezy (i krótkiego zarysu historii) gier fabularnych ("Jak powstały erpegi") i odbyła się w czwartek tuż przed galą (oraz w trakcie gwałtownej burzy). W deszczu przemknęłam na galę, nie ukrywam - zainteresowana bardziej wynikami Pucharu Mistrza Mistrzów i Quentina niż Zajdlami.

Na gali jako atrakcja śpiewała szkolona artystka, najpierw pieśń krasnoludów (ale nie tę z Kryształów Czasu, tylko tę z Tolkiena), a potem - już w ogóle wbijając ludzi na sali w fotele i zakrzywiając czasoprzestrzeń - kawałek z Piątego Elementu, w typie operowym. Jak tylko wyszperam, kim była, poprawię ten wpis, aby oddać jej należny honor, a na razie macie to:



Poza tym wspólnie z Michałem mieliśmy spotkanie o studiach GAMEDEC. Michał tak w ogóle to na całe dni i długie wieczory wsiąkał w sędziowanie w Pucharze Mistrza Mistrzów, wziął też udział w spotkaniu z kapitułą Quentina (której jest członkiem) oraz wraz z Marcinem Przybyłkiem poprowadził prezentację powstającego właśnie Gamedeca RPG. 

Sama wzięłam udział w kilku prelekcjach, z których najbardziej podobała mi się ta poprowadzona przez Krzysztofa Piskorskiego, o sensacjach XIX wieku.

o rany, z centrum widać góry!

Co jeszcze? Odkryłam stoisko Make Up Magic, czyli firmę, która zajmuje się projektowaniem nie-tak-typowych pigmentów do ozdabiania ciała. Na innych konwentach mijałam ich stoisko, tym razem mnie do niego przyssało. Dziewczyny z Make Up Magic prowadziły pokazy makijażu, czyli po prostu malowały każdą skłonną podać się transformacji uczestniczkę oraz bardzo fachowo doradzały, jak używać ich produktów (o których muszę kiedyś napisać osobną notkę). Skusiłam się na zestaw o swojsko (jak dla kogo ;) ) brzmiącej nazwie Dziki Elf oraz dedykowaną do tych pigmentów bazę. Wypróbowałam. Kolejnego dnia dokupiłam parkę bardzo cute buteleczek o nazwie Faerie. No cóż.

#klimatycznie

Żeby nie było, na Polconie zakupiłam także grę planszową, a konkretnie "Pana Lodowego Ogrodu" autorstwa Krzysztofa Wolickiego, na podstawie - oczywiście - twórczości Jarosława Grzędowicza. 

Czy wspominałam już kiedyś, że ja nigdy nie wychodzę z pracy? Tak, jednym z moich projektów jest badanie adaptacji utworów literackich na gry planszowe. M. in. pod koniec listopada będę prezentowała wyniki na konferencji Adaptacje. Transfery Kulturowe w Katowicach.

Podsumowując - był to bardzo dobrze zorganizowany Polcon. Dziękuję organizatorom za zaproszenie, mam nadzieję, że się na coś przydałam.

Bardziej (takie jest moje wrażenie) erpegowy i mangowy od Polconu Copernicon 2014, z którego wróciłam dosłownie dziś, też był "festiwalem", i też uważam go za niezwykle udany. Tu także dzięki uprzejmości i zgodnie z zamysłem organizatorów byliśmy z MM gośćmi. I tu także lokalizacja grała istotną rolę. No ale przecież lokalizacja sama się nie załatwiła, za tym wszystkim stali organizatorzy (i aż boję się pomyśleć, ile godzin pracy i ile nerwów). 

W tym roku powiększający się konwent rozszerzono o budynek Centrum Sztuki Współczesnej "Znaki czasu" oraz Młodzieżowy Dom Kultury, dzięki czemu Collegia Maius i Minus nie były zatłoczone (nieco mniej gorączkowego klimatu poprzednich edycji, ale za to +100 do wygody i bezpieczeństwa). Wszystko w bezpośrednim sąsiedztwie, o żabi skok do rynku. 

detal fontanny na rynku 

W Centrum Sztuki były stoiska handlowe (z niebiletowanym dostępem), w tym między innymi (...koszulkami, badge'ami, podkładkami pod mysz, mangami itd.) punkt Make Up Magic (tak właśnie - kolejne pigmenty do mojej kolekcji) oraz dobra i tania kawa. 

Na Coperniconie podobało mi się bardzo, że na jakiś czas przed prelekcją organizatorzy dzwonili do prelegentów, aby potwierdzić, że wszystko idzie zgodnie z planem. Taki mały detal, a cieszy

Co do mojego udziału, to poprowadziłam dwie prelekcje. Pierwszą, w piątek o 18-tej, o perfumach (to znowu coś, czym zajmuję się nie tylko hobbystycznie - razem z koleżanką lingwistką robimy projekt związany z rynkiem zapachów/działaniami konsumentów). Nie jestem Sabbath, ale starałam się dzielnie. Siedzę w perfumeryjnej kulturze niskiej i popularnej, żadne tam filharmoniczne, high-endowe i high brow klimaty, i o takim pop-kulturowym obiegu zapachów chciałam opowiedzieć. W sumie wyszło przede wszystkim o podstawach perfumiarstwa i czuję się jednak jak jakiś impostor.

Druga moja prelekcja była natomiast o Monster High - o adekwatnie nieludzkiej godzinie, czyli 23-ciej w piątkową noc. Mimo wszystko miałam garstkę skupionych słuchaczy, którzy jakimś cudem nie siedzieli jeszcze w jednym z niezliczonych toruńskich lokali / w konwentowej knajpie / na sesji / na larpie.

a tak przy okazji - to jest mieszkająca 
u mnie Clawdeen Wolf, wilkołaczyca

MM miał swoje prelekcje: o Gamedecu RPG (także w piątek, o 18-tej) oraz warsztat tworzenia scenariuszy; już tradycyjnie, wspólnie przeprowadziliśmy spotkanie na temat studiów Gamedec UKW. Taka trochę dygresja, bo warsztaty odbyły się w sobotę o 18-tej, a wspólna prezentacja studiów w niedzielę o 10-tej. 

MM podczas warsztatów

Jak już opowiedziałam kilka smaczków związanych z Monster High, piątkową noc wesoło spędziliśmy w konwentowym przybytku tańców i pohulanek, którym był klub studencki Kotłownia - blisko budynków konwentowych i jeszcze bliżej hotelu Mercure, w którym - w warunkach luksusowych - my niegodni tych satyn i szwedzkich stołów zostaliśmy zakwaterowaniu (w tym momencie przyszło mi do głowy, że nic nie wiem o lokalizacji zbiorówek czy panujących tam warunkach... tak właśnie klasy panujące dystansują się od mas ludowych....). W Kotłowni były fajne murale; oferowali tam bardzo mocne drinki - nie wiem niby jak, ale takie np. kamikaze czy wściekłe psy były o wiele bardziej alkoholiczne, niż takiż drink w Akumulatorach (kto jeździ na Pyrkony, ten wie). Dopóki ok. 3.30 nie zaczęli grać disco-polo, tańcowaliśmy. Disco-polo było dobrą wymówką, żeby po emerycku pójść spać.

Copernicon oceniam jako sprawnie zorganizowane, przyjazne wydarzenie. Kilkakrotnie zdarzyło mi się zamienić słowo z jakąś uczestniczką czy uczestnikiem, przybyły do Torunia np. z Krakowa czy dalszych jeszcze stron. Konwent się rozrasta - nic dziwnego. Od kilku lat organizatorzy pracują na markę. Czy były jakieś wpadki? Z mojego punktu obserwacyjnego - nie, nie licząc może (#problempierwszegoświatadajspokój) identyfikatorów, na których nie dało się nic napisać, bo nawet flamastry niezmywalne z nich złaziły. 

pozuję w promieniach ciepłego słonca
przed Collegium Maius

Na obu imprezach, nie ukrywam, przede wszystkim pospotykałam się z ludźmi. Dla pogadania, dla odświeżenia znajomości, dla interesów. Spotkać się można, teoretycznie, gdziekolwiek. Ale Polcon 2014 i Copernicon 2014 to nie było jakieś tam byle "gdziekolwiek". To były na dobrym poziomie, fachowo rozplanowane konwe... festiwale dużej/średniej wielkości, więc jeszcze raz dziękuję za nie orgom. Waszej pracy jest o wiele więcej, niż na pierwszy rzut oka widać, a to dzięki wam to wszystko się toczy.


*Dawno, dawno temu, każdy każdemu na konwencie mówił per "ty", czy raczej per ksywa, choć jeśli ktoś nie posiadał ksywki, a był np. szanowanym naukowcem czy pisarzem w przedziale demograficznym, w którym popełnia się raczej błędy kryzysu wieku średniego niż błędy młodości, też się do takiej osoby mówiło na "ty". Taka zasada. Jedna wielka rodzina fanów i te sprawy. Ale czasy się zmieniły. Obecnie na eventach pojawia się masa ludzi (dosłownie masa - vide Pyrkony) spoza fandomu. Niektórzy podobno nie życzą sobie "tykania", zwłaszcza przez osoby o wiele lat młodsze. Obsługujące akredytację osoby o wiele lat młodsze uczone są jakiegoś nowomodnego szacunku względem zapraszanych gości, albo raczej nie uczone są tradycji fandomowych i jak widzą kogoś ze dwa razy starszego, mówią per "pani" czy "pan". I tyle.